W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Dostałam szansę by spłacić swój dług i uratować życie chorej wnuczki
Miałam zaledwie 16 lat, gdy musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Oddałam córkę do adopcji, wierząc, że zapewni jej to lepsze życie. Lata mijały, a ja starałam się zapomnieć o tym rozdziale, ale los nie pozwolił mi o nim zapomnieć…
Pewnego dnia telefon zmienił wszystko. Ktoś z przeszłości nagle pojawił się w moim życiu, przynosząc wieści, które zmroziły mi krew w żyłach. Przeszłość zapukała do drzwi, dając mi szansę na odkupienie…
Trudna decyzja w młodości
Miałam 16 lat, gdy zaszłam w ciążę. To był trudny czas – młodzieńcze zauroczenie zakończyło się ogromnym wstydem i rozczarowaniem dla mojej rodziny. Moi rodzice, konserwatywni i surowi, nie widzieli innej możliwości niż oddanie dziecka do adopcji. W tamtej chwili nie miałam siły, by się sprzeciwić.
Córkę oddano do kochającej rodziny. Przynajmniej tak mi powiedziano. Przez lata wmawiałam sobie, że to było najlepsze rozwiązanie, ale prawda jest taka, że rana w sercu nigdy się nie zabliźniła. Gdy myślałam, że udało mi się ułożyć życie na nowo, los postanowił zaskoczyć mnie w sposób, którego nigdy bym nie przewidziała.
Niespodziewany telefon
Było to zimowe popołudnie, gdy odebrałam telefon. Po drugiej stronie odezwała się kobieta – jej głos drżał, był pełen emocji. Przedstawiła się jako Hanna. To było imię, które widniało na dokumentach adopcyjnych mojej córki.
„Nie wiem, jak zacząć…” – powiedziała. „Ale myślę, że mamy ze sobą coś wspólnego. Jestem twoją córką”. Świat na chwilę stanął w miejscu. Serce waliło mi jak młotem, a w głowie kłębiły się setki myśli.
Rozmowa była chaotyczna i emocjonalna. Hanna opowiedziała mi o swoim życiu, a także o tym, dlaczego postanowiła mnie odszukać. Okazało się, że ma pięcioletnią córkę, moją wnuczkę, która poważnie choruje. Dziewczynka potrzebowała przeszczepu szpiku kostnego, a jej bliscy nie byli zgodni jako dawcy. Ostatnią nadzieją byłam ja.
Rodzinne sekrety wychodzą na jaw
Zgodziłam się na spotkanie. Gdy weszłam do pokoju w szpitalu, zobaczyłam Hanię – wyglądała dokładnie tak, jak ja w jej wieku. Obok niej siedział jej mąż, a na łóżku leżała drobna dziewczynka z przenikliwymi oczami. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
„Dlaczego mnie zostawiłaś?” – zapytała Hanna. Była zraniona, a jej słowa przebiły moje serce na wskroś. Próbowałam tłumaczyć – młodość, presję rodziny, brak wyboru… Ale czy jakiekolwiek wyjaśnienia mogły złagodzić ból porzuconego dziecka? Nie obyło się bez kłótni. Hanna zarzuciła mi egoizm i tchórzostwo. Jednak mimo gniewu, który się w niej kotłował, poprosiła mnie o pomoc.
Szansa na odkupienie
Badania potwierdziły, że mogłam być dawcą. Gdy leżałam na szpitalnym łóżku, przygotowując się do zabiegu, myślałam o swojej wnuczce. To była moja szansa, by choć w małym stopniu naprawić krzywdy z przeszłości. Zabieg się udał. Po kilku dniach odwiedziła mnie Hanna. Jej twarz była mniej napięta, a w oczach widziałam coś na kształt wdzięczności. „Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wybaczę” – powiedziała. „Ale dziękuję, że uratowałaś moją córkę”.
Cała prawda wychodzi na jaw
Dopiero wtedy Hanna wyznała, że przez całe życie czuła, że czegoś jej brakuje. Miała kochających rodziców adopcyjnych, ale zawsze tęskniła za odpowiedziami. Po śmierci swojej przybranej mamy postanowiła mnie odnaleźć. Zrozumiałam, że mimo bólu i gniewu, który w niej tkwił, szukała nie tylko dawcy, ale również matki, która ją kiedyś porzuciła. Chociaż nasze relacje były dalekie od ideału, zrozumiałyśmy, że życie dało nam drugą szansę, by coś naprawić.