Przyjaciółka podczas wspólnych wakacji oczekuje ode mnie pomocy przy dziecku. Nie będę na urlopie niańczyć cudzego bachora
Wyobraźcie sobie wakacje pełne słońca, plaży i relaksu. Tak właśnie zapowiadał się mój urlop z przyjaciółką, aż okazało się, że ona ma zupełnie inny plan na te wakacje… Mój odpoczynek zamienił się w pełnoetatowe niańczenie jej dziecka. Nie na to się umawiałyśmy, ale chyba nie zauważyła, że mam własne życie…
Każdego dnia prosiła mnie o coś nowego, od spacerów z małym po usypianie go na plaży. Kiedy próbowałam grzecznie zaprotestować, odwracała kota ogonem i mówiła, że „przecież lubię dzieci”! Tylko że moje wakacje miały wyglądać inaczej… Aż w końcu nie wytrzymałam i…
Początek urlopu, który miał być idealny
Plan był prosty: plaża, drinki, odpoczynek i dobra zabawa w gronie przyjaciół. Od dawna rozmawiałyśmy z Anką o wspólnych wakacjach. Ona miała ostatnio sporo na głowie, ja zresztą też, więc obie nie mogłyśmy się doczekać chwili wytchnienia. Problem zaczął się już pierwszego dnia, kiedy dotarłyśmy na miejsce.
Ledwo rozpakowałam walizki, a Anka wzięła mnie na stronę. „Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy z Karolkiem” – zaczęła, patrząc na mnie prosząco. Myślałam, że chodzi o jakieś drobne sprawy, w końcu nie jestem przecież całkowicie obojętna. Zgodziłam się bez większych oporów, licząc, że pomoże jej to złapać oddech. Jednak szybko przekonałam się, że dla Anki „pomoc” miała oznaczać dużo więcej.
Kiedy pomoc staje się obowiązkiem
Pierwsze zadanie? Zająć się Karolkiem na plaży, żeby Anka mogła odpocząć i trochę się poopalać. Spoko, myślałam, to tylko chwilka, przecież rozumiem, że przy dziecku ciężko o relaks. Ale ta „chwilka” przedłużyła się na dwie godziny, a ja biegałam za Karolkiem po całej plaży, bo, jak to dziecko, nie umiał usiedzieć w jednym miejscu.
Kiedy w końcu wróciłam z małym do naszego koca, Anka bez cienia skrępowania zapytała: „Mogłabyś jeszcze go nakarmić? Tak dobrze wam idzie”. Czułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach, ale postanowiłam nie robić dramy. Tylko że następnego dnia wszystko powtórzyło się od nowa.
Czy to moje wakacje czy praca na etacie?
W kolejne dni oczekiwania Anki tylko rosły. Prosiła, żebym zabierała małego na dłuższe spacery, a wieczorem wręcz zakładała, że to ja będę go usypiać. W końcu podczas jednej z takich prośb powiedziałam jej wprost: „Przyjechałam tu odpocząć, Anka, a nie niańczyć ci dziecko”. Zdziwiła się, jakby w ogóle nie rozumiała, co miałam na myśli. „Ale przecież lubisz dzieci!” – powiedziała, zupełnie ignorując moje argumenty.
Byłam w szoku. Zdałam sobie sprawę, że chyba od początku miała w głowie ten plan – potraktowała mnie jak darmową nianię! Od tej chwili coraz bardziej dawała mi do zrozumienia, że to ja jestem problemem, że nie doceniam wspólnie spędzanego czasu.
Konfrontacja, której nie można było uniknąć
W końcu, podczas jednej z kłótni, Anka rzuciła mi prosto w twarz: „Gdybyś była prawdziwą przyjaciółką, to pomogłabyś mi z Karolkiem, a nie odmawiała mi na każdym kroku”. Zrobiło mi się zimno. Zrozumiałam, że nigdy nie traktowała mnie po partnersku. To nie była prośba o pomoc, tylko wyrachowane wykorzystywanie mojego czasu i cierpliwości.
Powiedziałam jej wprost, co o tym myślę. Jej reakcja? Zaczęła tłumaczyć, że jestem przewrażliwiona i że przecież „to tylko kilka dni”. Ale dla mnie miarka się przebrała. Te wakacje, które miały być dla nas obu czasem relaksu, zmieniły się w koszmar, bo jedna strona chciała zyskać coś kosztem drugiej.
Czy przyjaźń przetrwa?
Nasza kłótnia była burzliwa, a po niej zapadła niezręczna cisza. Każda poszła do swojego pokoju i tego wieczoru nie rozmawiałyśmy już ze sobą. Wiedziałam, że ta sytuacja zmieni naszą relację na zawsze, bo nie potrafię przyjąć jej podejścia do mnie bez żalu.
Pod koniec urlopu Anka przeprosiła mnie, ale nasze relacje nie były już takie same. Do końca nie wiem, czy zrozumiała swoje błędy, czy po prostu bała się, że straci kogoś, kto zawsze służył pomocą. Te wakacje miały być dla nas obu ucieczką od codziennych problemów, a okazały się ostatecznym testem naszej przyjaźni.