Znalazłem testament żony i jestem w szoku. Chce oddać majątek jakiemuś obcemu facetowi, a mnie puścić z torbami.
Pewnego dnia przypadkiem natknąłem się na testament mojej żony. Nie mogłem uwierzyć w to, co przeczytałem. Cały nasz dorobek, który budowaliśmy przez lata, miała zamiar przekazać komuś zupełnie obcemu. Czyżby planowała zostawić mnie z niczym? Z każdym zdaniem czułem, że grunt osuwa mi się spod nóg…
Zachowując spokój, próbowałem dowiedzieć się, kim jest ten mężczyzna. Kiedy w końcu skonfrontowałem ją z dokumentem, wybuchła gwałtowna kłótnia, a prawda okazała się jeszcze bardziej szokująca, niż mogłem przypuszczać…
Znalazłem testament żony. Dlaczego oddaje majątek temu mężczyźnie?
Czasami, przez przypadek, odkrywamy rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Tego dnia przeszukiwałem biurko mojej żony, szukając ważnych dokumentów dotyczących naszej firmy. To, co znalazłem, sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Nie był to żaden rachunek, ani kontrakt – to był testament. Mój wzrok przyciągnęło imię, którego w życiu się tam nie spodziewałem. Jakiś nieznajomy mężczyzna miał przejąć większą część naszego majątku.
Szokujący zapis
Czytałem dokument kilka razy, próbując zrozumieć, co właśnie zobaczyłem. Moja żona zapisała dom, firmę, a nawet nasze oszczędności na nazwisko człowieka, którego nie znałem. Nie mogłem uwierzyć, że planowała zostawić mnie z niczym, a wszystko oddać komuś innemu. Czyżby miała romans? W głowie miałem tysiące pytań, ale najważniejsze z nich brzmiało: kim jest ten mężczyzna?
Wieczorem, kiedy żona wróciła z pracy, starałem się zachować spokój. Jednak nie wytrzymałem. „Chcę wiedzieć, kim jest ten facet z twojego testamentu!” – wybuchnąłem. Wzrok mojej żony przeszył mnie chłodem, ale nie od razu odpowiedziała.
Nieoczekiwana reakcja
„To nie twoja sprawa” – powiedziała krótko, odwracając wzrok. Wściekłość wzbierała we mnie, ale postanowiłem jej nie naciskać. Kilka dni później temat testamentu wrócił, tym razem z mojej inicjatywy. Znowu zapytałem, kim jest ten mężczyzna. I tym razem dostałem tylko wymijającą odpowiedź: „To ktoś z przeszłości. Nic ważnego”.
Czułem, że coś przede mną ukrywa. Napięcie rosło, a atmosfera w naszym domu stawała się coraz bardziej gęsta. Zacząłem doszukiwać się sygnałów – każdy późny powrót z pracy, każdy telefon, który kończyła w pośpiechu, potęgowały moją frustrację. Czy ona naprawdę zamierzała zostawić mnie z niczym? Co ten człowiek miał, czego ja nie miałem?
Wielka konfrontacja
Nie mogłem tego dłużej znieść. Pewnej nocy, kiedy znowu unikała moich pytań, postanowiłem raz na zawsze zakończyć tę niepewność. „Albo mi powiesz, kim on jest, albo idę z tym do prawnika!” – zagroziłem. Żona spojrzała na mnie, a jej twarz stężała. „Dobrze, chcesz znać prawdę?” – powiedziała z irytacją.
Okazało się, że mężczyzna, którego imię pojawiło się w testamencie, to jej dawny sąsiad. Był on starszym, samotnym człowiekiem, który zawsze pomagał jej rodzinie, gdy była jeszcze dzieckiem. „On uratował moją matkę, kiedy miała poważny wypadek, i nigdy nie chciał za to żadnej nagrody. Obiecałam mu wtedy, że jeśli kiedykolwiek będę mogła, odpłacę mu za jego dobroć” – wyjaśniła.
Prawda, której się nie spodziewałem
Byłem w szoku. Cały ten czas podejrzewałem ją o zdradę, a okazało się, że to gest wdzięczności. Mimo że jej motywy były szlachetne, nie mogłem powstrzymać się od myślenia, że zostawienie mnie bez grosza nie było sprawiedliwe. „A co ze mną?” – zapytałem. „Czy nasza przyszłość się nie liczy?”
Żona westchnęła. „Oczywiście, że się liczy. Ten testament to tylko zabezpieczenie na wypadek, gdyby mi się coś stało. Nie zostawiłabym cię bez niczego. Po prostu chciałam, by ten człowiek wiedział, że jego dobroć nie została zapomniana”.
Co wy byście zrobili?
Kłótnia, którą wywołał testament, mogła nas rozdzielić. Z jednej strony, rozumiałem jej pobudki, ale z drugiej, nie mogłem pozbyć się uczucia zdrady. Jak byście postąpili na moim miejscu? Czy dalibyście żonie szansę wyjaśnienia, czy poszlibyście od razu do prawnika? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!