Znajomi dowiedzieli się, że wynajmujemy z żoną mieszkanie i chcą od nas je wynająć. Jak im wytłumaczyć, że nie chcemy wynajmować znajomym
Wszystko zaczęło się od zwykłej rozmowy podczas spotkania towarzyskiego. Znajomi, Kasia i Tomek, usłyszeli, że wynajmujemy mieszkanie, które wkrótce ma się zwolnić, i od razu wpadli na „świetny pomysł”. „A może my się do was wprowadzimy? Na pewno dogadamy się co do ceny, a wszyscy skorzystamy” – Kasia rzuciła z uśmiechem.
Początkowo było to zaskakujące, ale w żaden sposób nie narzucające się. Rozmawialiśmy spokojnie, a ja wyjaśniłem im, że wynajmujemy to mieszkanie komuś od kilku lat i mamy swoje zasady dotyczące wynajmu. Jednak znajomi nie dali za wygraną. „Przecież to same korzyści! My płacilibyśmy mniej niż gdzie indziej, a wy mielibyście zaufanych najemców. Pomyślcie, jaka oszczędność” – Tomek przekonywał coraz mocniej, próbując przedstawić to jako sytuację, w której wszyscy wygrywają.
Kusząca wizja oszczędności
Nie da się ukryć, że propozycja brzmiała logicznie. Wynajmowanie mieszkania znajomym, którzy „na pewno będą się troszczyć o lokal” i do tego zapłacą regularnie, mogło wydawać się bezpieczne. Ale w mojej głowie wciąż kołatało się pytanie – co, jeśli coś pójdzie nie tak? Nie chcieliśmy ryzykować, że znajomość ucierpi, a mieszanie finansów z przyjaźnią to delikatna sprawa.
Moja żona siedziała obok, milcząca, ale widziałem, że wcale nie była przekonana. Ona zawsze lubiła mieć wszystko pod kontrolą, a takie niespodziewane zmiany mogły wytrącić ją z równowagi. Zdecydowaliśmy, że powinniśmy porozmawiać o tym w domu.
Problemy zaczynają się mnożyć
Kiedy wróciliśmy do domu, dyskusja rozgorzała. Z jednej strony mieliśmy propozycję, która dawała pewne korzyści finansowe. Z drugiej strony – nie byliśmy pewni, czy to dobry pomysł, by wynajmować znajomym. Moja żona była zdecydowanie na „nie”. „Nie chcę problemów, kłótni o pieniądze i tego, żebyśmy tracili z nimi kontakt, jeśli coś pójdzie nie tak” – mówiła stanowczo.
Ale sprawa nie zakończyła się na tej rozmowie. Kasia i Tomek nie odpuszczali. Dzwonili, pisali, próbowali przekonać nas, że wspólne wynajmowanie to najlepsze rozwiązanie. „No weźcie, przecież to tylko na kilka miesięcy, aż znajdziemy coś tańszego. Dzięki temu zaoszczędzimy, a wy będziecie mieli stałych lokatorów” – ciągle powtarzali.
Cała prawda wychodzi na jaw
Po kilku dniach presja ze strony Kasi i Tomka stała się wręcz nie do zniesienia. Nie tylko zaczęli narzekać na ceny wynajmu w innych miejscach, ale coraz bardziej naciskali na nas, używając argumentów o naszej „przyjaźni” i wspólnych korzyściach.
Kiedy spotkaliśmy się ponownie, rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót. Okazało się, że Kasia i Tomek mieli problemy finansowe, o których wcześniej nie wspomnieli. Zalegali z płatnościami za swoje dotychczasowe mieszkanie i potrzebowali szybko znaleźć tańszą alternatywę, zanim wynajmujący ich wyrzuci. Byli gotowi zrobić wszystko, by zaoszczędzić jak najwięcej, nawet kosztem naszej relacji.
Byłem w szoku. Zrozumiałem, że nie chodziło tu o żadną wspólną korzyść – oni po prostu szukali wyjścia z własnych kłopotów, nie licząc się z tym, jak to wpłynie na nas. To było jasne: wynajmowanie mieszkania znajomym, zwłaszcza w takiej sytuacji, mogło nas wciągnąć w poważne problemy. Decyzja była podjęta – musieliśmy stanowczo odmówić.